niedziela, 16 stycznia 2011

Motór!

Dzisiaj bedzie bez zdjec i polskich  znakow bo zapomnialem z pracy zasilacza i jestem bez komputera na weekend. Zdecydowalem ze jestem juz wystarczajaco oswojony z tym ich smiesznym lewostronnym ruchem i osmielilem sie pozyczyc motor. Na razie taki cieciowski automatyczny zeby nie odwracac uwagi od tego kto kogo i dlaczego z tej strony, ale nastepnym razem wezme juz prawdziwy. Kosztuje to 30 lokalnych cudaczkow za dobe i przy okazji mozna sie dowiedziec jak zdrowe podejscie do przepisow maja. chcielibysmy zebys mial miedzynarodowe prawo jazdy jak pozyczasz. Nie masz? Spoko, mozesz brac motor - tylko my cie nie ubezpieczymy. Bo nam sie to nie oplaca. Chcesz kask? Ano chce :)

Przestawienie sie na ruch lewostronny bylo znacznie latwiejsze niz myslalem. Tylko na pierwszym skrzyzowaniu - przyznaje - spanikowalem i zjechalem z drogi zeby sie zastanowic na spokojnie co tu poczac, ale to bylo akurat chyba najbardziej ruchliwe i skomplikowane skrzyzowanie na wyspie. Potem juz bylo tylko lepiej. Obczailem co bylo do obczajenia w miescie po drodze z miasta i pojechalem na polnoc. Jednak co motór to motór :) Wszedzie mozna wetknac nosa, w kazda uliczke, sciezke, drozke, dojechac ile sie da, a jak sie juz nie da to motór zostawic i na piechotke. Niby gdzies jedziesz, ale cos fajnego zauwazyles, to dluga! To sie chyba wolnosc nazywa ;)

Najpierw pojechalem do ogrodu botanicznego (mama kazala porobic zdjecia kwiatkow lokalnych), potem obczailem sciezke co idzie na gore wiec nia zaczalem isc. Oczywiscie w najwiekszy upal. Droga przez dzungle, podejscie bylo (co prawda dosc strome) na moze 40min, ale myslalem ze sie przy nim skoncze. 35 stopni, a wilgotnosc to chyba ze 130% :) Wiec jak juz sie wyczolgalem to rypnalem sie na okolicznosciowym lezaku az mnie z niego wywabily malpy. To im porobilem troche zdjec i poczlapalem na dol.

Malpy sa zabawne bo tam gdzie sa (np w parkach czy ogrodach) laza zupelnie nieskrepowane miedzy ludzmi, ale nieszczegolnie na nich zwracaja uwage. Mozna podejsc blisko, zrobic zdjecie, mowic do nich - a one nic. Tylko dystans jakis trzymaja. Jak kury mniej wiecej. Lokalni mowia zeby malpom nie pokazywac reklamowek bo (zwlaszcza te zupelnie dzikie, z dzungli) potrafia zaatakowac bo wiedza ze w reklamowkach ludzie czesto nosza jedzenie, ktore one lubia. Ja tam reklamowki nie mialem, ale jak celowalem do jednej z aparatu to zrobilem takie glosne psszzkszzz, zeby spojrzala w moja strone, a ta wyszczerzyla zeby i huziaa na mnie. Jak odskoczylem! Potem juz nie staralem sie tak bardzo przyciagac ich uwagi...

Potem bylo jeszcze kilka swietnych rzeczy, wodospad i lokalny porcik rybacki, ale to nie ma co pisac, zdjecia pewnie zgram w poniedzialek. Jeszcze tylko takie spostrzezenie - Penang to naprawde mala wyspa. Mysle, ze jutro uda mi sie ja zjezdzic juz cala (jutro na poludnie). Rzecz jasna o ile nikt mi mojego pojazdu nie podpieprzy. Cos trzeba bedzie wymyslic nowego na nastepny weekend :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz